Oboryta na końcu świata

Miałem kiedyś kolegę. Takiego bliskiego, bo znaliśmy się, praktycznie od zawsze. Przez tak długi czas, można się przyzwyczaić do wszystkich nawyków, przejść do porządku dziennego nad każdą wadą i każdym, nawet najdziwniejszym, zachowaniem. A jednak. Jego zadziwiająca umiejętność robienia chlewu w dowolnym miejscu, w którym przebywał wystarczająco długo, zawsze mnie zadziwiała. I nie było to zachwycające zdumienie.

Możesz mieć wszystko, wybierasz chlew.

Dziwny film wczoraj widziałem; Wyobraź sobie, że budzisz się pewnego ranka i jesteś sam na całym świecie. Nic nie jest zniszczone1, na ulicach nie leżą stosami rozkładające się ciała. Przez moment mamy wspomnienie jakiejś zarazy, bardziej czy mniej gwałtownego odejścia bliskich, ale nie jest to wydarzenie jakoś specjalnie mocno akcentowane. Ot, było? To było. I po chuj drążyć temat. Sklepy są pełne zapasów (choć lodówki nie działają), samochody na ulicach są zatankowane do pełna a każda, nawet najbardziej wypasiona willa, stoi przed tobą otworem. Co się wtedy robi? Jak zachowuje się człowiek, któremu wydaje się, że jest ostatnim żyjącym na planecie Ziemia?

Zasraniec w brudnych gaciach

Ciężko ogląda się film, gdzie główny bohater jest odpychającym, małostkowym, egoistycznym dupkiem. I do tego klasycznym oborytą; Wybiera sobie do mieszkania największy dom na wzgórzu, ale gdy zasra już lokalne toalety, robi sobie wygódkę nad własnym basenem. A z drugiego basenu robi śmietnik.

W sumie, po co się starać, skoro zostałeś tak bardzo sam.

Tak brakuje mu innych ludzi, a nie ma śmiałości, by poderwać manekina z wystawy. Otacza się stertami magazynów pron, i marzy, że może kiedyś,  jednak, jakimś cudem, się nadarzy. Nie mogę powiedzieć, że go nie rozumiem w tej kwestii. Umówmy się – kobiety są ważne! Ale tak w międzyczasie i w tych cyrkumstancjach – facet nie słyszał o Real Doll?

Zawsze z przyjemnością czytam komentarze pod filmem na Filmweb.pl. Tym razem nie było wyjątku – przeczytałem prawie wszystko, co o The Last Man on Earth napisało zainteresowane towarzystwo. Bardzo, bardzo dziwią mnie pozytywne oceny i wysokie noty dla tego serialu. Mało dziwi mnie stałe nawiązywanie do Cast Away – patent z gadaniem do piłki jest natychmiast rozpoznawalny, ale nie czuję tutaj emocji Toma Hanksa. Widzę za to, użalającego się nad sobą Petera Griffina. Dlaczego nikt nie zwraca uwagi, że wybranka i żona naszego antybohatera, Carol, to żywe wcielenie animowanej Lois Griffin; Ten sam nos, ten sam głos, i ten sam wybór aroganckiego kretyna za męża.

Złapałem doła

Było to dla mnie bardzo męczące popołudnie. Nie, film nie dłużył się; Odcinki są krótkie, a akcja jest w sumie, wartka. Ciężko zniosłem, wręcz odchorowałem, wizję takiego końca świata i tych resztek ludzkości, jakie na nim pozostały.

Być może, intencją autora było pokazanie ostatniego, typowego Amerykanina w takich właśnie okolicznościach przyrody. Być może, miał to być pastisz i satyra na ich konsumpcyjny styl życia. Być może. Ale do tego, nie trzeba było robić od razu postapokaliptycznej wizji końca ludzkości i takiego początku Nowego Świata! Takie rzeczy pokazuje się w serialach typu Sex w wielkim mieście czy Gotowe na wszystko.

A nie, przepraszam. Zostałem pouczony przez moją Małgonetę, że tam, takiego gówna w życiu nie podali.

Tl;Dr

Ten serial ma swoje zalety, a właściwie, jedną zaletę: odcinek trwa tylko 20 minut.


  1. Cały czas zadawałem sobie pytanie; Kto dogląda elektrowni atomowych?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *