Najpierw zacytuję wstępniak autorstwa Rogera Heathcote:
David Oglivy, uważany za jednego z największych ludzi reklamy, a z pewnością za jednego z „ojców” współczesnej reklamy, ponad 50 lat temu założył w Stanach Zjednoczonych agencję Oglivy & Mather.
Biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy, zajął się reklamą w późnym wieku. Miał bowiem 38 lat. Kiedyś opisywał siebie słowami: bezrobotny i wyrzucony ze studiów. Pracował jako kucharz, akwizytor, dyplomata, a nawet jako rolnik.
Pierwszy raz opublikował swoją książkę w roku 1963 i stała się ona jedną z najczęściej czytanych pozycji o reklamie. Później David napisał kolejne książki w których przedstawiał swoje oryginalne poglądy na temat istoty naszej branży.
Wyznania człowieka reklamy; Dlaczego w ogóle wspominam o książce o branży reklamowej z wczesnych lat 60? Gdy serdeczny kolega mi ją polecał, tylko się żachnąłem – co może być w niej ciekawego? Czasy się przecież zmieniły, zmieniły się media reklamowe, zmieniły się sposoby. Wydawało mi się, że nie warto tracić czasu na taki „starodruk”. Myliłem się.
Owszem, media się zmieniły, czasy się zmieniły – ale nie zmienił się odbiorca reklamy. Nadal mamy jedną głowę, dwie ręce, dwie nogi i coś pomiędzy nimi…
Autor nie jest zmanierowanym przez Wielkie Uczelnie mentorem, bardziej pasuje do niego obraz tego szkota z anegdotek. Trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość w około, na ludzi – to coś jak dar i Oglivy to ma. I nie waha się użyć.
Książka jest podzielona na kilka części; Najpierw poznajemy drogę do miejsca w jakim się znalazł a przez to poznajemy też to, co miało na niego wpływ. Potem, Wyznania człowieka reklamy stopniowo zmienia się w poradnik. Zwykle krótkimi, wypunktowanymi zdaniami Oglivy mówi wprost co robić, a czego nie robić. Opowiada o tym, jak czytać wyniki badań nad konsumentem i jak je stosować, by tworzyć skuteczne reklamy. Radzi też tym, którzy mają ambicję zająć miejsce swoich szefów, jak należy się za to zabrać. Wszystko napisane jest z dużą swadą, bez dłużyzn i branżowego żargonu.
Przeczytałem tą książkę z dużą przyjemnością. Wiele rzeczy się zdezaktualizowało – czasami nawet bardzo (Oglivy pisał w czasach, gdy telewizja była czarno-biała i nawet nie zanosiło się na kolorową), ale, jak wspomniałem wcześniej – my, odbiorcy się nie zmieniliśmy. A przynajmniej nie aż tak bardzo.
—
Postanowiłem napisać te kilka zdań na temat Wyznań człowieka reklamy dlatego, że pod moją ręką już czeka kolejna pozycja o reklamie. Tym razem rzecz napisana w roku 2000 i po samym wstępie widzę, że będzie diametralnie różna. W tej chwili, dwa dni po lekturze Wyznań człowieka reklamy chcę ja Wam serdecznie polecić – niezależnie co tak naprawdę „w reklamie” robicie. Ale nawet jak piszecie (ilustrowane) Precle, warto wiedzieć co 50 lat temu pisał Ojciec reklamy, David Oglivy o stosowaniu nagłówków i podpisów pod zdjęciami.
Wyznania człowieka reklamy to klasyk, a czytanie klasyków zawsze należało do dobrego tonu.
No, po takim wstępie wypadałoby zapodać na koniec jakiegoś linka z refem… ;)
W Merlinie znalazłem jeszcze drugą pozycję „Ogilvy o reklamie” i ciężko mi wyczaić, czy to nowa wersja tej książki, czy coś samodzielnego… ktoś miał okazję się zapoznać?
pdf masz może tego po polsku? ;)
Kapsel, Oglivy o reklamie to zupełnie inne wydawnictwo. Nie mam pojęcia czy warto – bo nie czytałem. Ale gdyby mi wpadło w ręce, z pewnością poświęcę chwilę czasu.
Shpyonie, miałem przyjemność zapoznać się papierowym wydaniem Wyznań, więc o pdf’ach zapomnij ;-)
Nom, takie książki są najlepsze. […]
Pozdrawiam.
Adam, dzięki za wskazanie literówki, poprawiłem :-)
Ogilvy to mistrz.
Jest taka historyjka o nim:
idzie przez miasto.
widze ślepego menela który siedzy i żebra.
ślepak ma napisane na karteczce: „Daj mi pieniadze bo jestem slepy”.
Ogilvy wzial kartke, i napisal:
„Taki piekny dzien, a ja tego nie zobacze”.
Jak ogilvy pozniej tam przechodzi, koles ma stos hajsu przed sobą.
Dobry typ.
Warto także dowiedzieć się o Edwardzie Beyrney (jakoś tak się pisze), który stowrzył PR (z „idziemy na wojnę” zrobił: „niesiemy im demokrację” ;) )
Niesiemy im demokracje – śmiałem się z tego teraz jak głupi. Bo to przecież wcale śmieszne nie jest – trzeba być kawałem sk..syna by coś takiego wymyślić, ale jakiż łeb na karku!
Takich przykładów jest w historii milion. Propaganda PRL była zła, ale marketing jest ok. Nikt nie wspomina że to jedno i to samo.. Np: widział ktoś billboardy marka pl (slogan: markowy – wart swej ceny)? Jak to zobaczyłem, myślałem że pierdyknę.
/me idzie kupić buty w Tesco ^^
Ludzie na pewnym „poziomie” mają poczucie że są pasterzem, a reszta ludu to (dosłównie) bydło. Lecz to już głębokie tematy o eugenice i nie będę ich poruszał na forum o seo ;)