Szybka notka na marginesie. Na Reddicie potknąłem się o tekst Dana Auerbacha; Dan porównuje zawód współczesnego programisty do wymarłych w zeszłym stuleciu telegrafistów. Przytacza szereg argumentów na poparcie swojej tezy i, choć w przeciwieństwie do niego – niestety – nie jestem programistą, jego słowa do mnie trafiają.
Programista – wymierający gatunek?
Był czas, gdy sprawny telegrafista mógł przebierać w pracodawcach i swobodnie przenosić się z miasta do miasta, błyskawicznie znajdując świetnie płatną posadę. Zwykli ludzie patrzyli na nich z zazdrością i podziwem, a ich zarobki były legendarne. Niestety, wraz z rozwojem tej samej techniki, która najpierw im pracę dała, zapotrzebowanie na ich usługi malało. Coraz swobodniej można było komunikować się bez ich pomocy, aż w końcu, nieubłaganie, przyszedł na nich kres.
Podobnie jest dzisiaj z wziętymi programistami. Potrafią zarabiać kwoty, które wprowadzają zamieszanie w miastach, obok których pracują. Ale stopniowo, powolutku, sami na siebie kręcą bicz; Programowanie obiektowe, języki wyższego poziomu, te rzeczy… Już za chwileczkę, już za momencik programista będzie tylko dodatkiem do autonomicznego systemu. Ot, taki nadzorca w pełni automatycznych fabryk. Stanisław Lem pisał o takich inżynierach w Powrocie z gwiazd w 1961[footnote]Pamiętam, bo to jedna z moich ulubionych książek i co parę lat do niej wracam.[/footnote]
TL;DR
Jesteś świetnie zarabiającym programistą? Zacznij oszczędzać – mniej na puder z lusterka i modelki z Instagrama, a więcej pchaj do skarpety. Do roku 2060 programista będzie zawodem równie atrakcyjnym, co dzisiaj klikon czy ludwisarz.
Obrazek wiodący dostarczyła Fotolia.