Prolog
Dwudziesty siódmy października, nad miastem wisi pełnia. Jadę na spotkanie GFL, korzystam więc z okazji i podróżuję „studencką” linią 10. To dla mnie okazja do obserwacji – zbieram materiały do swojej drugiej powieści.[footnote]Pierwsza nadal leży w szufladzie, ale co tam.[/footnote] W autobusie, praktycznie pełen przekrój obywateli miasta Lublin – studentki, robotnicy, menele, studenci, krawcowe i szwaczki. Najbardziej lubię się przyglądać obserwować studentki, jest ich mnóstwo i jest na co patrzeć – wszak mieszkam w mieście uniwersytetów. Ale te, prócz kolorowych ciuszków, smartfoników i białych słuchaweczek, nie odzywają się zbyt często. Żulia i menelia za to! Ech, tutaj świat barwny i wesoły, choć zwykle z przeżartą kacem, gorzką ironią.
Akcja właściwa
Jadę. Długi, czerwony, sportowy Ikarus trzeszczy w przegubie, gdy kierowca ostro bierze kolejny zakręt. Patrzę, słucham, obserwuję. Za plecami mam dwóch jegomości, wyglądających na zużytych pięćdziesięciolatków. Pewnie mają po trzydzieści, ale lekkie życie, jakie wybrali, najwyraźniej potrafi wymęczyć. Prócz smrodu podwójnego kaca, dochodzi do mnie fragment ich dialogu:
– To może – odzywa się z pytaniem pierwszy Żul – podjedziemy do Darka?
– No, i co mu powiemy? – Ucina rozmowę Drugi. – Cukierek albo psikus?