Versus, czyli rzecz o tym, jak to wyobrażenia poległy w starciu z rzeczywistością. Jako wstępna ilustracja niech posłuży film obrazujący prawdę ekranu w nowoczesnych produkcjach; Dlaczego świat tam przedstawiony kupujemy bez wahania?
Odpowiedź wcale nie wydawało mi się taka oczywista; Kupujemy taką rzeczywistość, bo jest ładniejsza niż prawdziwa – gdyby do kręcenia filmu wyjść dzisiaj na ulicę, do prawdziwych ludzi i przestrzeni – w kinie taki obraz by wyśmiano za tandetne i na siłę robione efekty specjalne.
Tematy dzisiejszej lekcji:
Gdy w lutym 2009 składałem wniosek o dofinansowanie na rozpoczęcie działalności gospodarczej w lubelskim Urzędzie Pracy, jedną z ważniejszych pozycji po stronie kosztów biznesplanu (i drugą co do ceny, zaraz po pakiecie Adobe Web Premium) był komputer do pracy.
Miał to być laptop potrafiący sprostać zarówno wymaganiom biurowym jak i pracy właśnie z pakietem Adobe. Myślałem o 13″ MacBooku Apple, ale nie byłem pewien czy zdołam do takiego ładnego wynalazku przekonać komisję w Urzędzie Pracy. Stąd, po zrobieniu gruntownego (wydawało mi się) rozeznania, mój wybór padł na firmę Dell i 13″ model „multimedialny” XPS M1330. Jeśli chodzi o szanowną Komisję (to jest dopiero temat na wpis!) z wyborem trafiłem w samą dziesiątkę – szanowna Komisja w Lubelskim Urzędzie Pracy także postawiła na markę Dell.
Zatem, korzystając z nawiązanych wcześniej kontaktów poczyniłem zakupy w jednej z Warszawskich firm która jest autoryzowanym dealerem Adobe. Tam też zakupiłem resztę sprzętu z mojego biznesplanu jaki przedstawiłem Komisji.
Komputer jaki dostałem, naprawdę cieszy oko; Gumowana, rubinowo czerwona pokrywa pięknie wygląda po zamknięciu, a klawiatura w 13″ M1330 nie jest ani odrobinę mniejsza niż w modelu 15″.
Jednak, wracając do tematu – wybrałem markę Dell ze względu na ich legendarny wprost support. Tyle, co naczytałem się o technikach przyjeżdżających by wymienić matrycę, kartę WiFi czy inne podlegające usterkom części – to naprawdę robiło wrażenie i budowało zaufanie. Do marki, do firmy – w końcu to przecież DELL.
Gdy minął już efekt WOW zauważyłem, że aluminiowa obudowa nie jest tak spasowana jak być powinna, w dwóch miejscach jest lekko pofalowana, a jedna z plastikowych zaślepek przy nieostrożnym i zbyt gwałtownym ruchu dłoni potrafi skaleczyć. No i nie można wymienić wewnętrznego napędu DVDROM na BlueRay – bo nie ma takiej specyfikacji. W tym miejscu dochodzimy do moich rozmów z serwisem Dell’a.
Najważniejsze podczas planowanej rozmowy z serwisem Dell’a – zarezerwuj sobie minimum 30 minut. Krócej rozmawiać się nie da, chyba, że się po prostu rozłączysz i nic nie osiągniesz. Druga rzecz – zapomnij o elastyczność firmy Dell.
Próbowałem dwa razy: najpierw chciałem wymienić napęd DVD na BlueRay. Pomimo identycznych, szczelinowych napędów w modelach XPS 15″ i 13″ wymiany napędu na BlueRay w modelu 13″ serwis nie zrobi, bo nie ma takiej specyfikacji. W 15″ tak, w 13″ nie. Szkoda. Trudno. Inaczej zorganizuję sobie BlueRay.
Druga próba rozmowy i załatwiania sprawy w Dell Polska, to próba zdobycia Windows 7 w wydaniu Dell’a. Rozmyślnie (ale nierozważnie) wybrałem podczas składania zamówienia na komputer Windows Vista w wersji Basic. Byłem pewien, że i tak wymienię ją na Windows 7 jak ten tylko wejdzie na rynek – na moim drugim laptopie miałem uruchomiony Windows 7 z programu Beta testów i byłem bardzo zadowolony. Z pewnością bardziej, niż z Windows Vista… Jednak, ku mojemu zdumieniu okazało się, że:
- Nie, nie przysługuje mi upgrade z Visty Basic do Windows 7 (ale to wiedziałem wcześniej);
- Nie mogę zamówić Windows 7 na płycie sygnowanej marką Dell na ogólnych warunkach;
- Nie, w żaden sposób nie kupię Windows 7 w firmie Dell;
- Skoro się uparłem i chcę Windows 7 w komputerze Dell, mogę sobie iść do jakiegoś sklepu.
Windows 7 nabyłem zatem w Vobisie (a o firmie Vobis już za chwileczkę) a niesmak do firmy Dell pozostał.
Niesmak pozostał, a nie dalej jak wczoraj nabrał rumieńców; Otóż jakiś czas temu przestała działać karta BlueTooth w moim wymarzonym laptopie. Rzadko z niej korzystałem, dlatego dopiero gdy chciałem zamówić kilka innych rzeczy, przypomniałem sobie i o niej. Rozmowa z Dell’em wygląda podobnie – wszystko trwa trochę długo. Pan z drugiej strony słuchawki przyjął ode mnie tag serwisowy mojego komputera i po naprawdę długich konsultacjach stwierdził, że dadzą mi nową kartę BlueTooth. Zapytał też, czy dam sobie radę ją samodzielnie wymienić. Zdumiałem się – a gdzie ten legendarny technik, co to jak na amerykańskim filmie, przyjeżdża, robi co trzeba i znika? Nadmieniłem panu, że chcę też nowy twardy dysk, bo obecny jest trochę mało wydajny i w końcu chciałbym jednak kartę WiFi w standardzie N – bo gdy składano mój komputer okazało się, że takiej akurat nie ma i dostałem zwykłą ABG. Rzecz jasna, dodałem, normalnie za to zapłacę. Pan przygotował rozpiskę jaką przekazać miał do działu handlowego, gdzie to mieli mi zrobić ofertę i przesłać ją e-mailem. Dwa dni minęły i żadnej oferty dotychczas nie otrzymałem – ale teraz następuje gwóźdź programu:
Pan z Dell’a stwierdził, że jasnym jest, że za wszystko zapłacę, bo przecież nie mam gwarancji. Skończyła się we wrześniu 2009. Sprawdziłem moją fakturę – data zakupu: 12.05.2009 (słownie: dwunasty maj). Powiedziałem Panu, że komputer kupiłem w maju, więc rok gwarancji mam tak czy siak, bo do maja jeszcze trochę zostało? Jednak pan z firmy Dell nie speszył się moimi słowami i grzecznie mi odpowiedział, że oni ten komputer oddali we wrześniu 2008, więc jego gwarancja minęła.
I tyle na temat firmy Dell – moim kolejnym laptopem pewnie jednak zostanie Mac. Przejdźmy zatem do kolejnego punktu, czyli salon komputerowy Vobis w Galerii Olimp w Lublinie.
Pierwsze zakupy w Vobisie zrobiłem zaraz po tym, gdy uprzejmie acz stanowczo firma Dell odesłała mnie do kąta (dobrze, że nie musiałem klękać na grochu). Będąc lubelskim przedsiębiorcą wiem jak ciężko pracuje się w Lublinie, dlatego postanowiłem wspierać lokalny rynek. Znalazłem lokalny sklep blisko mnie – był to Vobis, filia 406 w Galerii Nowy Olimp. Zadzwoniłem, po drugiej stronie telefon odebrała miła pani która mnie wysłuchała, zaproponowała pudełko z Windows 7 do odebrania na drugi dzień wraz z przygotowaną dla mnie fakturą. Tak zrobiliśmy. Szybko, sprawnie, profesjonalnie. Bardzo mi się podobało.
Jednak, gdy dwa tygodnie temu postanowiłem kupić sobie zewnętrzny twardy dysk ze złączem FireWire (bo mój laptop Dell XPS M1330 posiada tylko dwa USB i właśnie FireWire) nie było już tak prosto i skutecznie. Telefon odebrał pan, który przyznał, że nie ma pojęcia o co mi chodzi, ale dowie się, przygotuje ofertę i oddzwoni. Podziękowałem i zaczekałem dwa dni. Nikt nie oddzwonił. Postanowiłem sprawdzić co się dzieje – być może zewnętrzny dysk ze złączem FireWire to dla Vobisu problem większy niż mi się wydawało – i po tych dwu dniach zadzwoniłem ponownie. Telefon odebrał ten sam pan, który z miejsca przeprosił – jak to zwykle bywa pojawiło się coś, coś wypadło i tak jakoś zeszło. Jestem bardzo wyrozumiały, więc uśmiechnąłem się i poprosiłem o ofertę gdy tylko coś uda się panu ustalić. Odczekałem kolejne dwa dni. Niepostrzeżenie nadszedł, a potem jeszcze szybciej skończył się weekend. Gdy do środy nadal nikt nie zadzwonił, do Vobisu wystosowałem pismo z podziękowaniami za wyśmienitą obsługę w ich firmowym salonie i poczyniłem zakupy w Komputroniku. Tutaj nikt nie robi scen.
—
Mam przygotowane jeszcze dwa tematy w podobnym klimacie, ale taka porcja na jeden raz wydaje mi się niestrawna. Dlatego – ciąg dalszy nastąpi. Obiecuję, oddzwonię.
Po co Ci laptop potrzebny? mi tylko do jednego celu, jak wyjeżdżam gdzieś to biorę aby się zdalnie łączyć ze stacjonarnym…
otwórz oczy, mobilność komputera w sytuacji, gdy praca polega na tym, że 95% czasu siedzi się z tym komputerem w jednym miejscu jest tak samo potrzebna jak MMS w iPhonie :)
jak chcesz przybajerowac przed klientem swoją prezentacją, czy efektami pracy, to właśnie „zdalne połączenie z bazą” dodaje więcej do lansu niż jakiś tam Dell..
wróć do korzeni! wyrzuć laptopa!
ps. stacjonarne Dell są całkiem fajne, bardzo małe, ciche i lekkie obudowy…
http://i.dell.com/images/global/products/optix/optix-highlights/desktop-optiplex-780-usff-overview-block1-big.jpg
To prawda, stacjonarny komputer ma zalety. Ale tymczasem, jestem tak mocno związany ze swoim komputerem, że nie wyobrażam sobie bym nie mógł go zabierać wszędzie ze sobą. Pisząc wszędzie mam na myśli nie tylko jakieś wypady za miasto, ale i zdecydowanie krótsze trasy – przyznam (jakkolwiek by to nie miało zabrzmieć), że nawet w toalecie mam specjalną szafeczkę pod laptop, bym – nazwijmy to – korzystając z chwili wolnego, mógł przeglądać np: forum ;-)
I jeszcze jedna rzecz – cokolwiek by dzisiaj nie chcieć robić – musisz do tego zaprząc komputer. Jedna z moich pasji, astrofotografia – wymaga komputera do sterowania montażem i do robienia zdjęć. Nie wspomnę o skalowalnych mapach nieba, do których klasyczne gwiezdne atlasy nie mają jak podskoczyć… Hobby z zupełnie innej beczki: trochę sobie pogrywam na gitarze elektrycznej. Dzisiaj, by sobie pograć masz do wyboru albo dziesiątki kilogramów sprzętu za dziesiątki tysięcy dolarrsów, albo laptop z odpowiednim softem. Znów komputery… I wygodnie jest spakować cały sprzęt do grania, nagrywania i komponowania muzyki w trzy kuferki: gitara, laptop i mała klawiatura będąca zewnętrzną kartą dźwiękową. Na raz się z tym zabieram do samochodu i jadę na wakacje. Stacjonarny komputer tego nie zapewnia, stąd aż takie emocje wzbudził we mnie serwis Della!
Wiem, że to niegrzecznie tak zwracać uwagę, ale firma Dell mogła odesłać do kąta, a nie do konta. Konto to nie to samo co kąt.
Ach, rzecz jasna miałem na myśli konto bankowe, z którego miałem zrobić przelew za sprzęt który nie podlega już gwarancji… Oferty, jaką obiecano mi w poniedziałek – nie mam nadal.
A tak się starałem widocznych błędów nie popełniać. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
:-)
nie chce mi się przekonywać :-) ale chyba właśnie przywiązanie, miłość do komputera, strach przed rozłaką odgrywa tutaj zdecydowaną rolę ;)
Piotrku, z gwarancją ja mam tak samo w Lenovo (IBM), nie jest ważna data na fakturze, ale data w bazie producenta (pewnie jest to data wydania do dystrubutorów). U mnie akurat różni się 2miesiące.
Nie wiem jak to jest u pozostałych, ale wydaje mi się że może być podobna kaszana.
Na temat Vobisu można by było o wiele więcej powiedzieć. Pomijając fakt, że robią problemy z oddawaniem czegokolwiek do naprawy na gwarancji, to też mam taką historię zamówienia.
Któregoś dnia w minionym już roku 2009 postanowiłem dokupić jeden dysk to kompa narzeczonej (w celu wymiany na coś szybszego, bo 5400 RPM mnie po prostu irytowało). No więc porównując oferty Vobis i Komputronik zdecydowałem się na Vobis (ten sam dysk był tam 30 zł taniej).
Złożyłem zamówienie i czekam. Po 2 tygodniach od momentu przyjęcia w zamówieniu statusu „transport do wybranej filii” (lub jakoś podobnie brzmiącego, ale chodziło o przewiezienie produktu do filii w celu odebrania), bo ileż można czekać, skontaktowałem się z Panią obsługującą zamówienie, która (poza typowym, jak wspomniałeś „coś wypadło”) zapewniła mnie, że dysk będzie w filii w ciągu 2 dni. Odczekałem jeszcze 2 dni (bo po oczekiwaniu ponad 2 tygodnie 2 dni nie robiły mi zbytniej różnicy). Status zamówienia nadal pozostał taki sam, więc ponownie skontaktowałem się z ową Panią, która powiedziała mi, że dysk dotarł już do salonu i że skontaktuje się z ludźmi z niego, żeby dowiedzieć się co z się stało. Po godzinie otrzymałem wiadomość, że obsługa salonu – UWAGA – zgubiła mój dysk (sic!). Podziękowałem więc za współpracę i życzyłem pomyślnych poszukiwań, po czym zamówiłem ten sam dysk w Komputroniku. Pomimo potrzeby transportu do filii (ponieważ w wybranym salonie go nie było i trzeba było dowieść go z magazynu centralnego, więc znowu spodziewałem się problemów) dysk był już do odbioru na następny dzień.
Dodam tylko, że opisane doświadczenie dotyczy filii owych firm w Warszawie, więc nie tylko w Lublinie jest znacząca różnica w jakości usług między Vobis, a Komputronikiem. ;)
Witam
Tak się składa że również jestem właścicielem czerwonego XPS m1330 ;-) – a lapków Della używam już kilka lat (zaczynając od Latitude D600). Co do opinii o serwisie to miałem okazję korzystać dwukrotnie z tej usługi. Po doświadczeniach z serwisem HP (telefon, czekanie pół godziny na właściwy kontakt, zgłoszenie, opis usterki, zamówienie kuriera, oczekiwanie na niego, wysyłka, prawie zawsze maks. czas naprawy gwarancyjnej, oczekiwanie na kuriera) – po stwierdzeniu w nowym D600 problemów z działaniem zintegrowanej sieciówki w lapku przystąpiłem do aktualizacji BIOS, sterów i wszystkiego co się dało. Nie pomogło. Zrezygnowany zadzwoniłem o. godz. 16-tej do serwisu (pół godziny czekania, potwierdzam). Po przyjęciu zgłoszenia i zapisaniu jego numeru – jakież było moje zdziwienie gdy na drugi dzień o godz. 12-tej zameldował się u mnie człowiek z serwisu z pudełkiem i płytą główną do wymiany ! Wymiana płyty zajęła mu ok. 15 min., następne 15-cie wypełniał papierki. Druga wizyta wyglądała podobnie – ale tutaj nie było mnie osobiście przy wizycie, ale z relacji kolegi który zakładał zgłoszenie wszystko wyglądało bardzo podobnie.
Co do kwestii wymiany sprzętu – wybacz, ale kupując moje lapka wiedziałem że nie ma B-R i mieć nie będę. Jak będę potrzebował to kupię sobie napęd zewnętrzny (ale i tak go nie potrzebuję na dzisiaj). Upgrade do Win7 – wydaje mi się że tutaj największe znaczenie mają ograniczenia licencyjne stworzone przez MS a nie brak dobrej woli Della.
Gwarancja – tutaj jest dziwna sprawa bo u mnie np. mam 3 lata NBD i sprawdzając na stronie supportu Della po service tagu:
Opis Dostawca Data rozpoczęcia Data zakończenia Pozostało dni
Next Business Day Firma DELL 2009-01-06 2012-01-06 660
– sprawdziłbym na Twoim miejscu jak to wygląda od strony sprzedawcy ?
Kończąc temat: części wolę sam kupić w sieci, podręcznik serwisowy jest napisany jak dla „amerykanów” – to po co mam przepłacać ? ;-)
Pozdrawiam,
T.
P.S. Tak, jestem fanem Della. Nie – nie pracuję tam (dlatego pewnie dalej jestem fanem). Właśnie jestem na etapie zamawiania XPS Studio 13 ;-).
Wiem, że to niegrzecznie tak zwracać uwagę, ale firma Dell mogła odesłać do kąta, a nie do konta. Konto to nie to samo co kąt.
Na temat Vobisu można by było o wiele więcej powiedzieć. Pomijając fakt, że robią problemy z oddawaniem czegokolwiek do naprawy na gwarancji, to też mam taką historię zamówienia.
Któregoś dnia w minionym już roku 2009 postanowiłem dokupić jeden dysk to kompa narzeczonej (w celu wymiany na coś szybszego, bo 5400 RPM mnie po prostu irytowało). No więc porównując oferty Vobis i Komputronik zdecydowałem się na Vobis (ten sam dysk był tam 30 zł taniej).
Złożyłem zamówienie i czekam. Po 2 tygodniach od momentu przyjęcia w zamówieniu statusu „transport do wybranej filii” (lub jakoś podobnie brzmiącego, ale chodziło o przewiezienie produktu do filii w celu odebrania), bo ileż można czekać, skontaktowałem się z Panią obsługującą zamówienie, która (poza typowym, jak wspomniałeś „coś wypadło”) zapewniła mnie, że dysk będzie w filii w ciągu 2 dni. Odczekałem jeszcze 2 dni (bo po oczekiwaniu ponad 2 tygodnie 2 dni nie robiły mi zbytniej różnicy). Status zamówienia nadal pozostał taki sam, więc ponownie skontaktowałem się z ową Panią, która powiedziała mi, że dysk dotarł już do salonu i że skontaktuje się z ludźmi z niego, żeby dowiedzieć się co z się stało. Po godzinie otrzymałem wiadomość, że obsługa salonu – UWAGA – zgubiła mój dysk (sic!). Podziękowałem więc za współpracę i życzyłem pomyślnych poszukiwań, po czym zamówiłem ten sam dysk w Komputroniku. Pomimo potrzeby transportu do filii (ponieważ w wybranym salonie go nie było i trzeba było dowieść go z magazynu centralnego, więc znowu spodziewałem się problemów) dysk był już do odbioru na następny dzień.
Dodam tylko, że opisane doświadczenie dotyczy filii owych firm w Warszawie, więc nie tylko w Lublinie jest znacząca różnica w jakości usług między Vobis, a Komputronikiem. ;)
nie chce mi się przekonywać :-) ale chyba właśnie przywiązanie, miłość do komputera, strach przed rozłaką odgrywa tutaj zdecydowaną rolę ;)
Na temat Vobisu można by było o wiele więcej powiedzieć. Pomijając fakt, że robią problemy z oddawaniem czegokolwiek do naprawy na gwarancji, to też mam taką historię zamówienia.
Któregoś dnia w minionym już roku 2009 postanowiłem dokupić jeden dysk to kompa narzeczonej (w celu wymiany na coś szybszego, bo 5400 RPM mnie po prostu irytowało). No więc porównując oferty Vobis i Komputronik zdecydowałem się na Vobis (ten sam dysk był tam 30 zł taniej).
Złożyłem zamówienie i czekam. Po 2 tygodniach od momentu przyjęcia w zamówieniu statusu „transport do wybranej filii” (lub jakoś podobnie brzmiącego, ale chodziło o przewiezienie produktu do filii w celu odebrania), bo ileż można czekać, skontaktowałem się z Panią obsługującą zamówienie, która (poza typowym, jak wspomniałeś „coś wypadło”) zapewniła mnie, że dysk będzie w filii w ciągu 2 dni. Odczekałem jeszcze 2 dni (bo po oczekiwaniu ponad 2 tygodnie 2 dni nie robiły mi zbytniej różnicy). Status zamówienia nadal pozostał taki sam, więc ponownie skontaktowałem się z ową Panią, która powiedziała mi, że dysk dotarł już do salonu i że skontaktuje się z ludźmi z niego, żeby dowiedzieć się co z się stało. Po godzinie otrzymałem wiadomość, że obsługa salonu – UWAGA – zgubiła mój dysk (sic!). Podziękowałem więc za współpracę i życzyłem pomyślnych poszukiwań, po czym zamówiłem ten sam dysk w Komputroniku. Pomimo potrzeby transportu do filii (ponieważ w wybranym salonie go nie było i trzeba było dowieść go z magazynu centralnego, więc znowu spodziewałem się problemów) dysk był już do odbioru na następny dzień.
Dodam tylko, że opisane doświadczenie dotyczy filii owych firm w Warszawie, więc nie tylko w Lublinie jest znacząca różnica w jakości usług między Vobis, a Komputronikiem. ;)