Tematy dzisiejszej lekcji:
ACDSee, program do szybkiego przeglądania obrazków z twardego dysku po raz pierwszy zobaczyłem we wczesnych latach 90 ubiegłego wieku. Przeglądarka nosiła numer 2.4 i była to maleńka aplikacja – szybko instalująca się, banalna do skrakowania i kapitalnie działająca. Uwielbiałem ją. Potem musiałem korzystać z wielu innych rozwiązań, aż zupełnie niedawno, gdy mój komputer stał się moim biurem i legalność oprogramowania stała się oczywistą oczywistością, poszukałem legalnego i jak najwydajniejszego rozwiązania. Mój wybór padł na FastStone Image Viewer – wysoko oceniany przez użytkowników portalu DobreProgramy i, co też było istotne – wszędzie oznaczany jako FreeWare. FreeWare, czyli zupełnie darmowy.
Jednak, nagle dotarło do mnie, że to co ogólnie darmowe –
w przypadku korzystania w firmie, już darmowe być nie musi.
Gdy doczytałem, że przeglądarka, która bardzo mi przypasowała, jest darmowa z wyłączeniem zastosowań komercyjnych, mój entuzjazm troszkę przyklapł. Poszukałem miejsca w polskim Internecie gdzie mógłbym kupić licencję na ten soft – i nie znalazłem. Znalazłem jednak ACDSee u Skulskiego, a że już wcześniej robiłem tam zakupy, postanowiłem kupić połowę droższy, ale miło wspominany przeze mnie kawałek softu.
Kupiłem, wpisałem w koszta i po trzech miesiącach stwierdziłem – dość!
ACDSee w wersji Foto Manager 2009 nie ma nic wspólnego z maleńkim, szybkim i zwinnym programem jaki pokochałem w wersji 2.4. Ostatnia wersja tego programu jest duża, powolna, często się wywracająca i jeśli posiada jakiekolwiek definiowane skróty klawiaturowe (jak dla mnie rzecz obowiązkowa) – ja ich znaleźć nie potrafiłem.
Wróciłem zatem na stronę producenta FastStone i zakupiłem (płacąc przez PayPal) dwie licencje na swoje komputery. Moim zdaniem, FastStone Image Viewer nie ma sobie równych w tej klasie aplikacji – i to zarówno wśród darmowych jak i komercyjnych.
A skoro już sobie opowiadamy o lepszym i gorszym oprogramowaniu, to pozwólcie, że opowiem o swoich przygodach z Windows 7. Pierwszy raz w życiu kupiłem system Windows w wersji pudełkowej – i już po tygodniu przygód nie było. To zdanie niesie podwójną treść; Bo chyba nikt nie uwierzy w to, że system z Redmond jest tak niezawodny i intuicyjny, że się go po prostu nie zauważa? Jak działającej lodówki czy odkurzacza?
W skrócie: moja przygoda z Windows 7 zaczęła się od udziału w betatestach. Późna wersja beta Windows 7 na moim laptopie FujitsuSiemens Amilo Li 1818 działała znakomicie – jak na Windows i ten konkretny komputer (wszyscy mamy swoje wady, ale tych dwoje ma ich więcej niż inni). Windows 7 w bezpośrednim porównaniu na tym laptopie działał szybciej, stabilniej i był tak samo ładny jak preinstalowana tam Vista Home Premium. Obiecałem sobie, że gdy tylko pojawi się oficjalna wersja sklepowa – nie zawaham się i kupię. Tak, z pełną świadomością zamierzałem kupić system Windows w pudełku!
Jak zamierzałem, tak zrobiłem – chwilę po premierze zamówiłem w Vobisie system operacyjny od Microsoftu w wersji Windows 7 Home Premium. Wyższej wersji nie potrzebowałem, ale przeznaczeniem tego dopiero co zakupionego softu nie był stary (prawie dwa lata!) laptop FSC, tylko mój praktycznie nowy Dell XPS M1330 na którym działała Vista Basic.
Dlaczego kupiłem drogi system operacyjny do komputera który już system posiadał? (I, zupełnie na marginesie – prócz interfejsu Aero, którego wersja Basic nie posiada, działa całkiem sprawnie?) Moje rozumowanie przebiegało następująco: skoro na starszym komputerze Windows 7 pokazał klasę, to z pewnością na nowoczesnym sprzęcie rozwinie skrzydła jak anioł. Jak się okazało – nie od początku i nie do końca.
Otóż, Windows 7 na moim nowoczesnym Dell’u XPS M1330 (z matrycą LED) wcale nie chodził szybciej niż Vista Basic. Nic a nic. Nawet na jotę.
Za to jedno z urządzeń niezwykle dla mnie ważnych (POD Studio KB 37) – działać po prostu przestało. A w zasadzie, nawet nie zaczęło, bo nowy system go nie widział. Tak po prostu.
Trafiło mnie! Przez tydzień szukałem rozwiązań w różnych miejscach w sieci, ściągałem, reinstalowałem, edytowałem różne wersje sterowników – i nic. Rzecz jasna, system Windows 7 zawsze twierdził – urządzenie działa poprawnie. Tyle, że urządzenie to składa się z dwóch „warstw”: jedna z tych warstw to fizyczne urządzenie, czyli zewnętrzna karta dźwiękowa z klawiaturą sterującą, a druga warstwa – ta decydująca o genialności urządzenia wcielającego samą ideę – to software. Software, który po zakupie trzeba licencjonować za pomocą dołączonej aplikacji. I co z tego, że Windows 7 twierdzi, że urządzenie działa poprawnie, skoro nie mogę aktywować oprogramowania? To tak, jak by w garażu mieć wypaśne autko które nie jeździ…
Lepsze okazało się wrogiem dobrego, skończyło się więc na tym, że wróciłem do Windows Vista.
Aż miesiąc temu dostałem cynk: soft od PODa już działa na Windows 7. Jako, że jestem łasy na technologiczne nowinki – zaryzykowałem, i postawiłem Windows 7 raz jeszcze. O dziwo – tym razem wszystko działa ;-)
Po miesiącu użytkowania mogę powiedzieć: gdy już przestawi się nowy pasek zadań tak, by działał dokładnie tak jak stary, Windows 7 daje radę. Ale na szybkich komputerach absolutnie bez rewelacji w stosunku do Windows Vista.
ACDSee w wersji 2.4 i ja bardzo dobrze wspominam, ale już od wersji 3 się psuł, im dalej tym gorzej. A FastStone jest rewelacyjny i wart tych paru groszy.
„po raz pierwszy zobaczyłem we wczesnych latach 90 ubiegłego wieku” – a nie myslisz z Sea? :) Bo ASDSee 2.4 to raczej w poznych latach 90-tych :) Swoja droga przy takim zdnaiu na poczatku tekstu od razu tytul skojarzyl mi sie z zinem „Versus”, tez z lat 90-tych ;)
Co do programow graficznych, to calkiem ciekawy jest XnView.
Znam osoby które Windowsa 7 jeszcze w wersji beta miały zainstalowane na lapkach, którego nie wyłączały przez pół roku. Zero zwiech, błędów itp. System jak dla mnie rewelacyjny. Raz tylko zdarzył mi się BlueScreen przez podłączenie chińskiego gps, ale miałem szczęście, bo znajomemu po podlaczeniu tego urządzenia zniknęła partycja 400GB …
Ja od 2 lat potulnie korzystam z dolaczonej do mojego Lenovo Viśty w wersji Basic i powiem szczerze, ze przywyczajenie robi swoje i juz od dawna na nic nie narzekam :-)
Darku, po przesiadce z Viśty na W7 jedyne, na co zwróciłem uwagę to szybszy start systemu od zera i szybsze wybudzenie z uśpienia. Reszta to kosmetyka – jeśli masz Aero to nic specjalnie lepszego po przesiadce Cię nie spotka :-)
Chyba, że Twoje Lenovo trochę wolniejsze jest, to i owszem – W7 działa na moim starszym komputerze sprawniej. (Jak to opisałem wcześniej.)
ACDSee w wersji 2.4 i ja bardzo dobrze wspominam, ale już od wersji 3 się psuł, im dalej tym gorzej. A FastStone jest rewelacyjny i wart tych paru groszy.
Fakt, kiedyś ACDSee był fajny, ale się popsuł – jak pamiętam, wtedy ja i moi znajomi z akademika robiliśmy upgrade do z wersji 2 do 3, a za jakiś niedługi czas downgrage z powrotem :). Obecnie zaś korzystam w domu z darmowego IrfanView (niestety z tego co wiem, to do zastosowań komercyjnych darmowy już nie jest).
Moim zdaniem W7 jest dużo lepszy od visty.
„po raz pierwszy zobaczyłem we wczesnych latach 90 ubiegłego wieku” – a nie myslisz z Sea? :) Bo ASDSee 2.4 to raczej w poznych latach 90-tych :) Swoja droga przy takim zdnaiu na poczatku tekstu od razu tytul skojarzyl mi sie z zinem „Versus”, tez z lat 90-tych ;)
Co do programow graficznych, to calkiem ciekawy jest XnView.
Bielack, jesteś tam jeszcze? Jakieś wpisy się szykują? :)
Ach, tyle razy zbierałem się do pisania i zawsze coś mi stoi na przeszkodzie. A gdy już je wszystkie pokonam, to mi sił brakuje…
;-)
Zbieram się do powrotu na łamy bloga, może nie w jakimś spektakularnym stylu, ale tak – po prostu.