Wstyd się przyznać, ale na Facebooku reklamę kliknąłem. Świadomie! (rumienię się)
Z jednej strony – świetnie, Facebook potrafi dostosować reklamy zgodnie z moimi oczekiwaniami! Z drugiej zaś strony – przeraża mnie to tym bardziej. Mówią, że Facebook wie o nas więcej niż nasi najbliżsi, a ile musi wiedzieć o nas Google ze swoim Analyticsem* który instalowany jest wszędzie i zawsze? Niby człowiek nie ma nic do ukrycia, ale mimo wszystko – brrr…
Prolog
Kliknąłem reklamę, bo obiecywali w niej, że tanio i szybko ładny podpis na moje zdjęcia mi zrobią. Kliknąłem, rzecz jasna, tylko z profesjonalnej ciekawości, bo o znakowaniu zdjęć publikowanych w sieci mam swoje zdanie (nie podpisuję) i tymczasem go nie zmienię. Ale, przyznać muszę, podobało mi się to, co zobaczyłem, a jeszcze bardziej spodobała mi się historia za tym stojąca.
Akt I
Otóż, pewien młody chłopak, po studiach, nazwijmy to z naszego, artystycznych, był na warsztatach fotograficznych. I tam, zupełnie niechcący, podsłuchał rozmowę kilku starszych panów fotografów, którzy narzekali, że w Internecie podbierają im zdjęcia, ale oni nie chcą ich podpisywać, bo ich logo/podpis nie pasuje perfekcyjnie do ich prac. A gdy artysta ma do wyboru oszpecić własną fotografię podpisem albo narazić się na kradzież nieoznakowanego zdjęcia, wiadomo, co wybierze. Ech, i tak źle i tak niedobrze.
I tutaj na scenę wkracza nasz bohater, który sprawnie posługując się pędzlem, piórkiem i tabletem, oferuje nam za jedyne $40 przygotowanie logo, które będzie tak smaczne, że wręcz będziemy chcieli umieszczać je na naszych pracach. Linka będzie na końcu, tymczasem tylko zajawka:
Patrzę, zazdroszczę, myślę, wołam Małgonetę;
– Patrz, jakie ładne chłopak podpisy robi. – Małgoneta podchodzi bliżej, mruży oczy, ocenia. – Ładne, ale sam sobie możesz taki zrobić. – To kompletnie zaskakujący mnie komentarz, bo przecież Małgoneta wie, co potrafię, a czego nie? Ach, ona jeszcze nie skończyła! – I też nikt nie rozczyta.
Kurtyna.
—
Obrazeczek wiodący do wpisu to moje „rękodzieło”, by mniej zorientowani mogli wyrobić sobie własną opinię o moim skilu.
Co by nie mówić, polecam zobaczyć serwis Jacoba: Photologo
* Przypomniał mi się dowcip, trochę hermetyczny, ale może kogoś rozbawi:
Po czym poznać, że ktoś zajmuje się pozycjonowaniem? Bo po wpisaniu w pasek adresu „anal”, pojawia się Google Analytics.
Takie podpisy jak z przykładu na moje nieartystyczne oko wyglądają schludnie i w porządku. Trochę smutne jest to, że trzeba tak walczyć z falą zapożyczania zdjęć. Druga strona medalu jest taka, że śmieszą mnie (ale tylko trochę bo nie każdy musi to wiedzieć) prośby niektórych osób, by na ich stronie zablokować prawy przycisk myszy lub CTRL+C w celu uniknięcia kopiowania. Jak ktoś będzie chciał to i tak zabierze co chce choćby przez podgląd źródła (CTRL+U – widok min osób, które widzą to po raz pierwszy jest bezcenny). Reasumując najlepiej opisywać exifem co się tylko da i na poziomie serwera wszystkie zdjęcia 'oszpecać’ znakiem wodnym w nadziei, że za XYZ lat nie będzie to potrzebne. PS Stary dowcip o tym jak rozpoznać pozycjonera mnie rozbawił. Pozdrawiam.