Dzisiaj, wydawało by się, bardzo lokalnie – bo news konkretnie z Lublina, jednak Festiwal Inne Brzmienia jakie organizuje Mirek Olszówka z KitonArt ma zasięg światowy. Festiwal Inne Brzmienia rozpoczyna się jutro (a właściwie już dzisiaj): 11 lipca 2009, jednak 10 lipca miał miejsce koncert zapowiadający to wydarzenie – w klasztorze ojców Dominikanów zagrało Motion Trio.
Tytułem wstępu (bardziej o mnie, do wiadomości dla Was): uwielbiam muzykę instrumentalną. Na mojej muzycznej półce stało* dwieście płyt CD. Być może na którejś, gdzieś, ktoś śpiewał. Reszta, to czysta, gitarowa muzyka. I Paganini. 24 Kaprysy Paganiniego w wykonaniu Ylla Keller to moja ulubiona płyta „ever”. Tuż po Not of This Earth Joe Satrianiego. Przez dziesięć lat grałem na gitarze i dawno temu miałem ambicje zostać zawodowym muzykantem. A potem życie mnie zweryfikowało i musiałem szukać innych artystycznych form wyrazu…
Na Motion Trio wybierałem się wiedząc o nich tylko tyle, że grają na akordeonach we frakach. I nic więcej. Naprawdę.
Codziennie słysząc „muzykę” zza ściany, którą puszcza sobie młody sąsiad, słysząc to, co puszczają sobie lokatorzy z sąsiedniego wieżowca, słysząc to, co grają sobie dzisiaj małolaci w swoich furkach byłem przekonany, że klasztor i sala koncertowa będzie świecić pustkami. Dlatego telefon mojego kolegi który odpowiada za oprawę graficzną festiwalu Inne Brzmienia, i jego krótka informacja, że Wybierz się pół godziny wcześniej, bo może być tłok, naprawdę mnie zaskoczyła. Akordeony, fraki, klasztor – rok 2009 i tłok? Ale, że Krzysztof zwykle wie, co mówi – wybraliśmy się z Małgonetką wcześniej.
Na miejsce dotarliśmy dobre pół godziny przed koncertem. Pod Bazyliką ojców Dominikanów na Lubelskim Starym Mieście czekała już naprawdę spora grupa osób. Nie było szansy dopchać się pod wejście, no bo my przecież tu mamy zaproszenia dla VIP’ów. Usłyszałem też taki fragment rozmowy tuż za nami:
– Proszę pana, gdzie można kupić bilet? – Zapytała starsza pani młodzieńca.
– Oj, proszę pani – zafrasował się młodzieniec. – Biletów już dawno nie ma, ale może pani zapytać tam, w uliczce dalej, u organizatorów.
Na nasze szczęście, gdy zaczęli wpuszczać, najpierw wpuszczali ludzi z zaproszeniami, dlatego mogliśmy wybrać sobie dobre miejsca – z przodu kościoła, w prawdziwej, kościelnej ławce z klęcznikiem.
O samej muzyce będzie krótko: wyobraźcie sobie, że jesteście na festiwalu muzyki filmowej. Bez filmów. Nie ma skocznych rytmów i śpiewnych refrenów – a przynajmniej niezbyt często. Utwory nie mają charakterystycznej budowy: zwrotka, zwrotka, refren, zwrotka, solo, refren, zwrotka, refren i do wyciszenia. Trzech gości we frakach siedzi tuż przed ołtarzem, światła i dymy są jak na koncercie rockowym, jeden kolo ma rude baty do pasa i wielkie kolczyki w uszach, drugi jest łysy i tylko trzeci wygląda na studenta geografii (z tym mamy zdjęcie, bo reszta była obłapiana przez fanki). Muzyka niezwykle dynamiczna – w ścisłym znaczeniu tego słowa. Dynamiczna, to znaczy: raz bardzo cicho, a raz bardzo głośno, a nie, ze cały czas bardzo głośno jak na koncercie AC/DC. Nie ma perkusji, nie ma gitar, są trzy akordeony. W tym, barytonowy – momentami naprawdę ładnie niosło dołem.

A przed nami i za nami w ławkach, na dostawionych krzesłach i stojąc pod ścianami tłum ludzi. Takiego tłumu w kościele nie widziałam od 1987, gdy byłem na sumie w rodzinnej wsi mojej Matki. Tyle, że dzisiaj zdecydowaną przewagę mieli ludzie młodzi. Których to młodych ludzi nosiło; Klaskali, darli się – nawet gwizdali (cały czas jesteśmy w bazylice ojców Dominikanów) i bili brawo na stojąco po każdym kawałku. Przyznaję – byłem w szoku.
Motion Trio w domu bym sobie nie puścił. Pomimo mojej miłości do muzyki instrumentalnej i niechęci do wszelkiej maści wokalistów i wokalistek. Jednak koncert w takich okolicznościach przyrody bardzo mi się podobał.
A jutro, czyli dzisiaj, 11 lipca wybieramy się na koncert, gdzie gwiazdą ma być Gaba Kulka (dziewczyna kompletnie nie podobna do Kate Busch, jednak wokalnie bardzo jej bliska).
—-
* – Te płyty kolekcjonowałem latami. Rzadko która miała jednak hologram z ZAIKS’u, więc gdy mój pokój stał się oficjalnie moim biurem, firmowe komputery i firmowe półki musiałem wyczyścić z wszystkiego, na co nie mam certyfikatu, faktury, paragonu czy innego kwitu. To jest ta część prowadzenia small biznesu o której wcześniej nie myślałem, a która naprawdę doskwiera.