O zdjęciach i Chomikach

czyli dwa słowa o tym, jak prawa autorskie przeszkadzają w życiu.

Passport do lepszego świata.

Parę dni temu, na Facebookowym profilu starego, serdecznego kolegi z „alternatywnej ścieżki mojej kariery*” wyczytałem, że Piotrka roznosi – jakiś niewierny Tomasz zadał sobie trud przekonwertowania** nowej płyty Braci i zamieścił ją na Gryzoniu.

Absolutnie rozumiem irytację Piotra. Nie popieram za to jego apelu: Każdy kto ściągnie jest złodziejem!

Łatwo mi tak mówić, (pomijając sprawę, że piraceniu uległ materiał, który nie miał jeszcze oficjalnej premiery), albowiem to nie moje dziecko spiracono i publicznie udostępniono. Ja niestety, nie mając tyle talentu, musiałem wybrać inny sposób zarabiania na życie; Nadal często przychodzi mi coś tworzyć, czasem lepiej, czasem trochę gorzej, ale nigdy do tej pory nie miałem fanów. Aż do dziś! Ale o tym za moment, a teraz wracamy do piratów, praw autorskich i złodziei.

Kolega mój wychodzi z siebie, widząc bowiem swoje dzieło w domenie publicznej, przewiduje spadek swoich zarobków. Irytacja jego jest ze wszech miar uzasadniona. Przynajmniej tak się wydaje. Ale czy to pewne?

Temat praw autorskich to zbyt skomplikowana sprawa bym miał się tutaj nad nią roztrząsać***; Powołując się jednak na takich, którym chciało się przysiąść fałdów i dokładnie odrobić pracę domową, wychodzi na to, że Piotrek w najgorszym razie nie straci. Wręcz przeciwnie nawet: wszystkie niezależne badania wskazują, że Piraci to grupa, która nabywa (kupuje, za pieniądze) najwięcej dóbr kultury. W tym muzyki. Sam jestem tutaj przykładem: posiadając za małolata kolekcję bardziej lub mniej legalnie zdobytej muzyki przesiadłem się na ten bardziej legalny model, jak tylko moje zarobki mi na to pozwoliły. Pamiętam jak dziś, gdy za jednym zamachem zamówiłem kompletną dyskografię dwóch moich absolutnych ulubieńców: TegoTych. Zaraz po tym dokupiłem jeszcze kilkanaście płyt. A jeszcze chwilę i moment po tym, przesiadłem się na model cyfrowy.

Umieszczenie wydawnictwa audio mojego Kolegi na Gryzoniu nie powinno zatem wpłynąć na stan jego portfela, a jeśli już – to tylko dodatnio ****. Czego mu szczerze, z całego serca życzę!

Ma na to szansę, bo jego wydawnictwo jest podpisane Jego nazwiskiem. (Konkretnie, to Ich, ale to szczegół zakłócający mój słowotok :) Dla dodatkowo zainteresowanych, na dole załączam bibliografię i źródła.

Ja nie miałem tyle szczęścia :-/

W pracy mojej pojawiła się potrzeba wykonywania zdjęć. Zdjęć na tyle atrakcyjnych, by co najmniej dorównać konkurencji. A jest jej sporo i pracy się nie boją. Dlatego, wyłożywszy konkretny stosik banknotów, nabyłem worek specjalistycznego sprzętu. (Konkretnie, to było sześć pudeł, ale wiecie, słowo „worek” jest bardziej nośne literacko). Następne pół roku spędziłem na naukach, w różnych miejscach. Zakuwałem po nocach, zupełnie jak za małolata przed klasówką z matmy.

I dzisiaj, dobrzy ludzie donieśli mi, że jeden z poważnych Ogólnopolskich Dystrybutorów, dostawca mojego ulubionego Klienta, autoryzowany w Ameryce i w ogóle, podbiera moje zdjęcia na swój Facebookowy profil. Tak po prostu. Podpisując je adresem własnej strony i zapraszając do własnego sklepu.

Gdy już się troszkę uspokoiłem, dostrzegłem cudowny fakt: moje zdjęcia lubi jeden z Topowych Stylistów w tym kraju! Taki z TV, co to się w różnych programach pokazuje. Lubi. Moje zdjęcia. Ha! Znowu sukces!

Jednak, prowadzący Oficjalny Profil Dystrybutora sugeruje pośrednio, że zdjęcia te są ich własnością. Inni ludzie już sobie je udostępniają właśnie w ten sposób: „XXX udostępniła zdjęcia użytkownika Ogólnopolski Dystrybutor”. Żegnajcie kwiaty, żegnajcie laurki i apele – ja uścisku dłoni i gratulacji nie doświadczę. Ech, a miało być tak pięknie…

Korzystając z przywilejów długiego weekendu żadna ze stron (My i Oni) nie próbowała nawet nawiązać dyplomatycznych stosunków celem pokojowego rozwiązania sprawy; Ze swojej strony porobiłem tylko pamiątkowe printscreeny. Wydrukuję i oprawię w ramki. Być może uda mi się nawet sprzedać parę kopii na Allegro?

Jednak najbardziej ciekawią mnie w tej sytuacji dwie sprawy:

  1. Czy Znany Stylista przestanie lubić moje zdjęcia, gdy okaże się, że autor to zwykły chłopak ze Wschodu, a nie Amerykańska Centrala Ogólnopolskiego Dystrybutora?
  2. Kogo zatrudnia Ogólnopolski Dystrybutor, że ten nie waha się raz po raz (i nawet trzeci) podbierać moich zdjęć z serwisu Klienta? Kto podbiera zdjęcia bezpośrednio z Wyszukiwarki, bez sprawdzenia strony z jakiej zdjęcia pochodzą? Nie zwraca uwagi na inną, niż Ogólnopolskiego Dystrybutora domenę z końcówką *.pl?

Jeśli sytuacja rozwinie się w jakiś zabawny sposób, nie omieszkam o tym opowiedzieć. Jeśli nie, cóż, przejdę nad tym do porządku dziennego. Potraktuję to jako skomplementowanie mojej pracy i będę dalej robić swoje.

 

Przypisy:

* – chwilę wcześniej wydawało mi się, że zostanę zawodowym muzykantem. Wydawało mi się.

** – chciałem sprawdzić, czy przynajmniej zadbano o wysoką jakość pirackiego nagrania, ale na wskazanym profilu już tych materiałów nie widzę, a głębiej szukać się nie odważyłem.

*** – subskrybuję kilka serwisów poruszających tematy podobne do wskazanych, ale niestety, nie czyni to ze mnie eksperta.

**** – Dla dodatkowo zainteresowanych, tuż poniżej załączam bibliografię i źródła.

 

Źródła i literatura dodatkowa:

5 odpowiedzi na “O zdjęciach i Chomikach”

  1. O ile ja wiem to wokaliści zarabiają głównie na koncertach. Im więcej osób usłysz ich piosenki tym więcej osób kupi bilety na koncert. Po za tym kolega powinien piosenkę wrzucić na YouTube. Weekend na pewno nie zarobił by tyle kasy co zarobił na wyświetlaniu Ona tańczy dla mnie (63mln * 0,01$ = 630k$).
    Po za tym na Chomikuj tak często oszukują, że szkoda kasy na SMSy:)

  2. Wydaje się, że generalnie muzykanci zarabiają graniem na żywo. Ale organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi nie mają w tym interesu. Z lektury rozmaitych artykułów na ten temat można wysnuć interesujące wnioski i obraz zaczyna się klarować; Komuś bardzo zależy, by promować tezę „złego internetu” i nie dopuszcza tutaj możliwości innych, niż klasyczne modele biznesowe.

  3. W jaki sposób zabezpieczyć się przed kradzieżą zdjęć lub textu? Jestem recenzentem muzycznym, i dużo kapel wykorzystuje moje recenzje do promocji swych płyt.

  4. Według prawa nie ściąganie jest nielegalne, a udostępnianie i zatajanie informacji o kopiach. Czyli jak wiesz gdzie ściągnąć i tego nie zgłosisz to już łamiesz prawo ale nadal nie jesteś złodziejem…

  5. @Guszczyn, to podobnie jak z seksem; (podobno) można już z 16, ale gdybyś sto nagrał telefonem, to pokazać już nie możesz. Bo oglądanie od 18 :-/

    @Marcin, ochrona swoich dzieł w Internecie to strasznie zagmatwany temat; Jeśli ktoś podbiera Ci tylko fragmenty recenzji, zawsze może wybronić się odwołaniem do prawa cytatu. Jeśli podbierają Ci dłuższe teksty, warto interweniować. Ja proponował bym zacząć od samych zespołów, które się na Twoje recenzje powołują – przynajmniej link do Ciebie i podpis Twoim imieniem i nazwiskiem. Ale pewnie bez wizyty u radcy prawnego się nie obędzie. (To ostatnio nośny temat i wielu radców robi odpowiednie uprawnienia. To oznacza, że spodziewają się strzyżenia takich jak Ty czy Ja).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *