Web fonts. Od przybytku głowa nie boli?

Lubię dobre, klubowe templatki. Do tej pory za najfajniejsze uważałem szablony od Rocketthme, ale po ostatnich paru* wdrożeniach szablonów od Goodlayers, musiałem mocno zrewidować własne podejście do tego tematu; Uruchamiając równolegle dwa różne serwisy, jeden na szablonie od RocketTheme a drugi od Goodlayers, dotarło do mnie, że szablon od Goodlayersów, choć nie ma takich wodotrysków i feature jak ten Rocketowy, ale praca przy nim jest zdecydowanie przyjemniejsza. Szybsza i sprawniejsza. Nic się nie wywraca (co zdarza się szablonom od Rocketów), ma świetnie przygotowaną dokumentację i po prostu – działa.

Klik – działa. Klik – działa.
Niby nic, a jednak wiele.

Jeden problem jednak nie daje mi spokoju; Web Fonts od Google. Choć na stronie projektu konkretnie nazwane fonty wyświetlają polskie znaki – po uruchomieniu ich w serwisie – fonty z polskimi ogonkami dobierane są z zupełnie innego kroju. Zarówno w tytułach jak i akapitach tekstu – wygląda to absolutnie nieprofesjonalnie.

W moim dzisiejszym przypadku, Klient wyraźnie zaznaczył: font bezszeryfowy. Dlatego, podpierając się samplami, przygotowałem kilkanaście propozycji. Ku naszemu zaskoczeniu, po wybraniu ich z rozwijanej listy i aktywacji w szablonie – te fonty nie wyświetlały polskich znaków. Dodatkowo, w kilku przypadkach font, który na stronie projektu prezentował się jako bezszeryfowy, na stronie dostawał szeryfów. A polskie ogonki i tak wyświetlał z innego zestawu. Trochę słabo.

Po przejrzeniu w ten sposób kilkunastu fontów, postanowiłem zapytać Wyszukiwarkę – Co robić. Jak żyć? Pierwszy wynik okazał się strzałem w dziesiątkę; NetWizards pozwolił mi wybrać odpowiedni krój i faktycznie, był to font z polskimi znakami. Ciekawe, że na jeden krój bezszeryfowy przypada kilkanaście (kilkadziesiąt) fontów z szeryfami, ale rozumiem, że taka moda. Dziki zachód i duży rozmiar ma większy Cool Factor.

Na koniec dwa słowa nawiązujące do tytułu: Producent szablonu chwali się, że dostępnych jest 450 Google Fontów do wykorzystania. Po przejrzeniu dwudziestu paru, bezskutecznie szukając fontu z polskimi ogonkami, byłem zirytowany. Świadomość, że tych fontów mam do przejrzenia jeszcze co najmniej 430, dodatkowo podcinała skrzydła; Czas, który powinien być poświęcony na wypełnianie serwisu treścią, schodził na bezmyślnym klikaniu w nadziei, że może ten, że może tym razem…

Zamiast tych 450, z których przydatnych dla mnie było pewnie 5 (starannie ukrytych w tym zalewie wątpliwej przydatności darmowości), wolałbym 50, ale przygotowanych tak, jak należy. Doskonałym rozwiązaniem byłaby również aktualna (i często aktualizowana) strona z listingiem i podglądem każdego kroju Google Fontów – coś, co zrobił NetWizards na swoją, mniejszą skalę.


Przypisy
* – Para, czyli dwa.

3 odpowiedzi na “Web fonts. Od przybytku głowa nie boli?”

  1. O, widzisz! Prosta rzecz, gdy wiesz gdzie szukać i co robić. Dzięki za tipsa, będzie bardzo pomocny na przyszłość. Faktycznie, znaczna część fontów dostała normalnych polskich ogonków, ale część zachowuje się tak samo jak przedtem.

  2. Ja jeszcze zauważyłam, że gdy np dołączam do strony fonty z pliku na dysku poprzez to rzeczywiście, nie zawsze występują polskie znaki, natomiast, jeśli załączam je poprzez dodanie bezposredniego linku do fonta w google fonts, to zazwyczaj działa. Niektóre fonty też rzeczywiście, niby mają polskie znaki, ale tak naprawdę nie mają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *