Z Photoshopem poznałem się, gdy on był w wersji 4, a ja dysponowałem komputerem, na którym nie mogłem uruchomić żadnej popularnej wtedy gry; W efekcie, gdy moi koledzy dzielili się wstrząsającymi wspomnieniami z rozgrywki, ja siedziałem cicho i czytałem Biblię Photoshopa. To też nie spotkało się ze zrozumieniem, bo mówiło się o niej:
W Biblii* jest tylko lanie wody i nie ma praktycznych przykładów.
W trakcie lektury nie miałem na to argumentów, bo fakt faktem, przykładów było niewiele, a opisowego działania każdego z narzędzi – mnóstwo. Dopiero po zakończeniu (i w moim przypadku: ponownym przeczytaniu) Biblii dotarła do mnie istota tego poradnika: Nie chodziło o to, by nauczyć Cię podstawowych operacji na kilku przykładach. Chodzi o to, byś nauczył się myśleć w kategorii: jakie masz wyzwanie i w jaki sposób możesz mu podołać. Każdy kto zna bowiem Photoshopa troszkę lepiej niż kompletnie pobieżnie wie, że ten sam problem, to samo zadanie, można wykonać na kilka różnych sposobów.
I po tym przydługim wstępie przechodzę do sedna dzisiejszego wpisu, czyli szkolenia z profesjonalnego retuszu fotografii, jakie Tomasz Pluszczyk przeprowadził w Lublinie 25 lutego 2014.
Tomasz okazał się być sympatycznym, otwartym facetem z dużą wiedzą, którą przekazywał bez stresu i napinki. Otrzymywałem odpowiedź praktycznie na każde pytanie, nawet te dotyczące jego planów zawodowych (kibicuję!) Przez ponad cztery godziny pokazywał nam cały swój workflow, z tymi wszystkimi sztuczkami z jakich korzysta, a których generalnie zawodowcy pilnie strzegą.
Retusz portretu, a zwłaszcza zdjęć beauty, to temat który** mało mnie interesuje; Ja chciałem podpatrzeć innego zawodowca przy pracy, zerknąć na to, jak rozwiązuje czy obchodzi problemy, z którymi spotyka się każdy podczas zaawansowanej obróbki zdjęć. I pod tym względem szkolenie mogę uznać za udane. Jestem bardzo zadowolony, że byłem i widziałem. Dowiedziałem się kilku nowych dla mnie rzeczy, a coś, co brałem za oczywistość (zastosowanie suwaka Clarity) okazało się kompletnych nieporozumieniem ;-)
Czego bym sobie życzył przy okazji takiego, czy podobnego szkolenia: oddzielnych stanowisk z miejscem do pracy, by na bieżąco przećwiczyć to, o czym mówił wykładowca. Dużo pamiętam, dostałem świetne notatki i filmy – ale choćby kwadrans pracy pod okiem doświadczonego nauczyciela – to zupełnie inna jazda.
Druga rzecz której mi brakowało, to dłuższego afterparty i możliwości poznania nowych ludzi; Choć Tomasz był do dyspozycji do samego końca i chętnie odpowiadał na wszystkie pytania, część kolegów szybko wyszła, a w trakcie słuchania wykładu nie było przecież okazji do nawiązania nowych znajomości. Formuła szkolenia nie sprzyja tego typu aktywności, powinienem się teraz wybrać na jakieś warsztaty :)
Szkolenie odbyło się w jednaj z sal Inkubatora Technologicznego; Sam budynek sprawia mało przytulne wrażenie – z pewnej odległości wygląda bardziej jak bunkier, a nie instytucja szkoleniowa. Sala jednak była odpowiednio przygotowana, krzesełka, rzutnik, ekran***, klimatyzacja. Jednak ściany z sinoniebieskich pustaków łączonych grubo zaprawą, do tego niebieskie rolety i ciemno niebieski sufit – jeśli ktoś ma problem z klaustrofobią, mógł poczuć się niekomfortowo.
—-
Przypisy
* Photoshopa;
** Mam nadzieję, że to tylko „tymczasem”;
*** Obraz, jaki pokazywał rzutnik był bardzo, ale to bardzo daleki od tego co powinno się widzieć na tego typu zajęciach.
Zdjęcie będące ikoną wpisu podebrałem od Tomasza, a zdjęcia Inkubatora z ich własnej galerii.