Sytuacja jak z RPG: widzisz człowieka leżącego na ulicy. Co robisz?
- Idziesz dalej; Skoro leży, to z pewnością pijak.
- Sprawdzasz, czy potrzebuje pomocy.
Dziwna chwilę przeżyłem; Wracamy z Małgonetą z treningu. Wiatr wieje tak, że torby nadmuchało nam jak balony i zaraz z nimi odlecimy. Dwadzieścia metrów przed nami widzę gościa, literalnie, pełznie przy krawężniku.
Trzy kroki od niego stoi facet w sile wieku, ale nie kwapi się do żadnej akcji. Podchodzimy bliżej, widzę, że leży starszy człowiek. Ale… na tej trasie przez ostatni rok już trzech mnie zaczepiało, a dwóch podnosiłem. Zawsze byli nachlani. Pierwsza myśl: Olać.
Jednak, gdzieś wewnątrz mnie, resztki człowieczeństwa szepczą mi do ucha: A co, jeśli dziadek po prostu zasłabł? Układam sobie w głowie tekst do zagajenia:
Pijanyś, kolego, czy po karetkę dzwonić?
Dochodzimy. Facet stojący obok coś mówi. Nie słyszę go wyraźnie, bo wieje jak w kieleckim: Chyba trzeba pomóc… Chyba. Przykucam i szykuję swój przygotowany tekst. Z bliska mogę się przyjrzeć, zatem patrzę i widzę, że dziadek nie wygląda na pijanego – nic, a nic. Podejmuję szybką, męską decyzję i rezygnuję z tej pierwszej, dowcipnej, części przygotowanego zagajenia. Pytam tylko: Dzwonić po karetkę?
Dziadek trzeźwo odpowiada, że Nie, nie ma potrzeby. Zaraz uda mu się wstać i będzie dobrze. Podnoszę się i widzę, że wstawanie nie idzie dobrze Panu Starszemu. Wyciągam dłoń i proponuję taką banalną pomoc. Dziadek próbuje mnie złapać, ale chwyt jest słaby. Kucam zatem ponownie i proponuję, że pomogę mu się podnieść. Ot, zwykły ludzki banał. Starszy pan patrzy na mnie, patrzy na alejkę i na latarnię po przeciwnej stronie tej alejki;
Nie – mówi. Ja się zaraz doczołgam do latarni i po niej się wdrapię i podniosę.
Mam nadzieję, że jak to czytasz, odnajdujesz to śmiesznym – chciałbym, by tak było. Ale ten moment, gdy taki tekst pada z ust dziadka pełznącego przy twoich stopach – nie jest śmieszny. Druga męska decyzja tego dnia: to nie pora na martwe ciągi i rwanie, ale co tam. Przykucam po raz trzeci, tym razem od tyłu, łapię dziadka pod pachy i wstajemy. Podniosłem, postawiłem. Zaskakująco ciężki tułów na bardzo słabych nogach*.
Wiatr wieje, dziadek chybocze się jak dopiero co zwodowany okręt, ale dzielnie robi kroczki. Upewniamy się, czy wszystko gra i wracamy do swojego życia.
—
* Ponury żart dla rozładowania napięcia: Widać, kto się opierdalał na siłce zamiast robić nogi!