Podczas tych wakacji miałem okazję przetestować Elder Wand, czyli Czarną Różdżkę z zestawu Insygnia Śmierci*. Przećwiczyłem kilka podstawowych gestów wraz z towarzyszącymi im inkantacjami i ku mojemu zdziwieniu – nie działała. W oryginalność produktu nie wątpiłem nawet moment (miała wszystkie stosowne certyfikaty), ale szukając uważnie przyczyny moich niepowodzeń, znalazłem małą skazę w wykonaniu; Otóż fragment jednej z Run jest zapaskudzony ochrą.
Jak to ma działać, skoro posiada takie wady? Nie może!
I wracam do sedna wpisu – kto nie chciałby mieć telefonu którego bateria się nie wyczerpuje, jest kompletnie odporny na zamoczenie i upadki nawet z dużych wysokości?
Rynek nie znosi próżni i oto – jest! noPhone.
Przed długą chwilę nie mogłem zrozumieć – o co kaman? Na co komu kawałek czarnego plastiku który służy do robienia kompletnie niczego?! Okazuje się jednak, że są ludzie tak mocno uzależnieni od smartfonika w dłoni, że nie potrafią znieść pustki gdy go zabraknie. Potwornym dla nich okazuje się wyczucie wnętrza dłoni palcami. I tutaj właśnie objawia się potęga noPhona – płyniesz kajakiem po wzburzonej rzece? noPhone wody się nie boi! Spadasz w wagoniku rollecastera pionowo w dół? noPhone nie straszne przeciążenia ani upadek!
A ja miałem wątpliwości, do czego może się przydać!
—
* – mogłem się pomylić w nazwach, nie jestem expertussem od świata Harrego P.
Pozostaje czekać na pozew od appla. Tylko oni mogą sprzedawać drogie gówno.
Podobno jak się zaktualizuje do noOS10 to telefon będzie miał wyświetlacz i będzie go można ładować w lodówce.
Nie sprzeda się tak dobrze, bo mongolia przecież nie kupi czegoś co nie ma znaczka appla.
Przy odpowiedniej promocji, nasyceniu emejzingiem i traktowaniu użytkowników jak rogaciznę – pod marką noPhone będzie można sprzedawać kawałki plastiku. Być może nawet elastyczne, takie, co to wracają do swego kształtu po wyjęciu z kieszeni.