Po prawie pięciu latach miałem okazję ponownie odwiedzić Urząd Miasta (pierwsza okazja była tutaj) by zmienić to i owo w moim wpisie do ewidencji gospodarczej. I zupełnie przypadkowo (czyli jak zwykle) potknąłem się o kilka kwiatków.
By ułatwić Urzędnikowi pracę (a tym samym skrócić czas swojej wizyty w Urzędzie), postanowiłem przygotować stosowne dokumenty wcześniej, korzystając z nowej, w sumie funkcjonalnej strony firma.gov.pl; Wystarczyło kliknąć w link „Wypełnij wniosek przez internet”, wybrać „Zmodyfikować dane we wpisie” i spokojnie wypełnić formularz z pomocą kreatora. Już na samym początku zobaczyłem nieprzyjemne ostrzeżenia, że operacji, którą chcę zrobić nie będę mógł przeprowadzić bez zaznaczenie kilku dodatkowych opcji, ale to nie było straszne.
Formularze na stronie firma.gov.pl są starannie opisane i nie ma problemu z ich wypełnieniem. Pod warunkiem, że macie cierpliwość: nie można bowiem lecieć „tabulatorem” od pola do pola, tylko czasami trzeba zaczekać, aż system przyjmie i przetworzy ostatnio wpisaną pozycję. A czasami nie trzeba. Dlatego po kilku próbach, gdy system „pracując w tle” kasował mi ostatnio wpisane frazy, cierpliwie czekałem po każdym wpisanym czy wybranym z podpowiedzi słowie. Trochę słabo, ale do przyjęcia. Na samym końcu dowiedziałem się, że ominąłem trzy pozycje – były teraz wyraźnie wskazane, nie miałem problemu z och odnalezieniem i wypełnieniem. Znaczy to, że system czuwa nad prawidłowym wypełnieniem wniosku.
Przypomnę (bo to istotne dla dalszej akcji): Wypełnienie wniosku zaczynamy od podania swojego numeru NIP. System na jego podstawie sam mógłby wypełnić formularz, ale pozostawia to nam, bo ideą całej akcji jest przecież zmiana wpisu.
Wniosek, prawidłowo wypełniony, oznajmia nam o tym bardzo wyraźnie; Proponuje zapisanie numeru i/lub wydrukowania całego formularza, by z nim udać się do właściwego Urzędu. Tam, namaszczony Urzędnik wydrukuje go, petent, czyli ja, podpisuję, dostaję zaświadczenie o złożeniu wniosku i gotowe. Prosto, szybko i czysto.
Ale nie tym razem :-/
Okazało się, że Urzędnik (pani w wieku powyżej średniego, z dużą ilością złota na palcach) nie potrafiła odnaleźć wniosku, jaki w wersji demo jej przedłożyłem. Nie ma go i już! Dopiero wezwany na pomoc, znacznie młodszy pan, potrafił zidentyfikować problem: podałem PESEL swojej lepszej i piękniejszej połowy, a nie własny. To, że wcześniej podałem NIP, REGON i zaznaczyłem opcję „mężczyzna” wcale Systemowi nie przeszkadzało. W tym miejscu System nie wyłapał błędu, choć numery pesel dla kobiet i mężczyzn są różne*.
I za to należy się programistom karniak; Te sto czy ile tam milionów złotówek, jaki ten system pewnie kosztował, mogłoby być staranniej wydane.
A skoro już nie sprawdzają, czy NIP, REGON i PESEL są zgodne z wcześniejszym wpisem, to chociaż przyjazne linki mogli do swojego cms’a wstawić…
Ale i tak wizytę w Urzędzie będę pamiętał ze względu na blond panią Urzędnik, z którą miałem przyjemność zamienić kilka zdań w czasie, gdy wprowadzała moja dane do systemu. Pamiętacie posłankę Elżbietę Jakubiak i jej słynne zdanie: „W sumie to ja panu pozwalam pracować„? Zacytuję ten słodki fragment z wywiadu:
Robert Mazurek: Gdyby nie biznes, pani byłaby bez pensji.
Minister Jakubiak: To nieprawda! Wypracowuję ją jako urzędnik państwowy, wydając panu zaświadczenia, by mógł pan prowadzić działalność gospodarczą, przygotowując działkę do inwestycji i tak dalej. W sumie to ja panu pozwalam pracować.
Miałem dzisiaj podobne przeżycia. Pani Urzędnik wdawała się być oderwana od rzeczywistości. W końcu delikatnie wspomniałem, że ja tak naprawdę nie potrzebuję tych kwitów, które pani z takim trudem wstukuje do komputera. Ja i bez nich świetnie sobie daję radę, a kwity są potrzebne tylko podobnym jej Urzędnikom, by móc mnie kontrolować i w razie otrzymania polecenia służbowego, udupić mandatem. „Trudno mi się z panem rozmawia.” – Powiedziała pani Urzędnik.
—
* – O numerach PESEL fajnie pisał swego czasu Marcin.