Nowy etap w moim życiu – oglądamy klasyczne kino do niedzielnego śniadania.
Podchodziłem sceptycznie do tego tematu, bo nie przepadam za filmami z tzw. głównego nurtu. Lubię kino, ale od lat mam swoje preferencje, zarówno co do klimatu jak i do gatunku widowiska. Gdyby mnie ktoś zapytał jeszcze dzisiaj przed śniadaniem, czy warto oglądać Casablankę – bez wahania odpowiedział bym: nie. Co, dla przeciętnego współczesnego widza, może być interesującego w amerykańskim filmie z ’42 roku? Wartka akcja? Atrakcyjnie podana golizna? A może pościgi, detonacje i efekty specjalne?
Nawet bez oglądania, mogę się wypowiedzieć na temat tego filmu:
Jakiś twardziel z kwadratową szczęką będzie podchodził atrakcyjną babkę, a zanim zobaczymy ich filmowy całus, będziemy mieli półtorej godziny amerykańskiej propagandy.
Ale to było przed dzisiejszym śniadaniem. Teraz, chwilę po południu – choć uważam, że wiele się nie pomyliłem, odpowiem nieco inaczej: Podobał Ci się afrykański klimat w Indiana Jones? Niemiecka okupacja w Allo, Allo? Wojna przedstawiona w Jak rozpętałem drugą wojnę światową? Jeśli tak, koniecznie zobacz Casablankę. Co prawda, nie będzie charyzmy Indiany Jonesa, nie będzie ciętego języka René Artois’a, nie będzie ułańskich pomysłów Franka Dolasa, ale w tych wszystkich filmach pobrzmiewają echa, przenika je duch Casablanki.
Nie ma sensu, bym opowiadał czy próbował recenzować ten film; Zobacz, nie będziesz żałować. Klasykę znać po prostu wypada.[footnote]Nawet, jeśli wygląda na ekranizację starego komiksu.[/footnote] A co może być interesującego w romansie z ’42 roku? Otóż coś, czego nie ma żaden film kręcony w kolorze. Nie ma, bo po prostu mieć nie może: ten film był kręcony w czasie drugiej wojny. Nie przed, nie po wojnie. W jej trakcie. Nie było pewne kto wygra, kto okaże się tym dobrym, a kto złym.[footnote]Wiadomo, że historię piszą zwycięzcy. „Dobrzy” to zawsze ci, co wojnę wygrali.[/footnote] Widać, gdzie i po której stronie jest sympatia reżysera, ale są to słowa i gesty, które trzeba dostrzec, nic nie jest podane na tacy.
Z oglądania klasyki wynosi się same korzyści; Teraz już bez pudła rozpoznam rysunkowych przestępców mówiących manierą Bogarta. Można też cytować co pikantniejsze kawałki i błysnąć w towarzystwie. Moja ulubiona kwestia z Casablanki:
– Co się stało, kapitanie?
– Zastrzelono majora Strassera. Zatrzymajcie podejrzanych. Tych, co zwykle.
Jest i linia na podryw, choć mało której małolacie zmiękną kolana, gdy na jej pytanie „A co z nami?” odpowiesz „Zawsze będziemy mieli Paryż.” No chyba, że będzie wyrobiona w klasyce.
Zdjęcie na górze to prawdziwe zdjęcie ekranu – scena widziana oczami widza. Szukałem tego momentu, z którego pochodzi to najbardziej znane zdjęcie Casablanki, ale jego po prostu w tym filmie nie ma. Dlatego podbieram je z Internetu:
W przyszłą niedzielę oglądam Śniadanie u Tiffanego. Jakieś inne propozycje? Zaznaczam, że mają to być filmy do śniadania, żadnych dołujących arcydzieł.