Karolina
Na warsztaty BZ WBK Press Photo prowadzone przez Karolinę Jonderko trafiłem po raz drugi. I o ile ten pierwszy raz był dziełem kompletnego przypadku, w tym roku zapisałem się natychmiast po tym, gdy zobaczyłem nazwisko prowadzącej. Karolina jest wyjątkowo pozytywną osobą, choć, gdy przegląda się jej oficjalne cykle fotograficzne, można odnieść inne wrażenie. Gorąco polecam każdemu zainteresowanemu fotografią wybrać się na takie dwudniowe spotkanie. Ja jestem zachwycony!
Gadanie
Ludzie współdzielący fotograficzną pasję, opowiadający historie takie, że czapki z głów. Wspólna nasiadówka w pustej sali kinowej i obmawianie własnych zdjęć. I jeszcze więcej historii z życia praktykujących fotoreporterkę. O stypendiach, o które warto się starać. O festiwalach, w których trzeba wziąć udział. I o konkursach, w których warto startować. Atmosfera była bardzo intymna, bo siedziało nas tam raptem tuzin, ale klimat dzięki temu był jeszcze lepszy.
Prawdziwe repo na ulicy
Ale gwoździem programu był wypad na miasto z aparatami w dłoniach i zadaniem: człowiek. Interpretujcie jak chcecie. Macie 10 (słownie: dziesięć) klatek i godzinę czasu. Z tymi słowami Karolina wręczyła nam po sztuce Instax Mini 25 i wygoniła z sali na 35 stopniowy upał.[footnote]Mówiłem już, że Karolina jest fantastyczna?[/footnote]
Muszę się przyznać [footnote]tym, którzy mnie nie znają[/footnote] – jestem nieśmiałym facetem. Nie mam odwagi podejść do obcego człowieka na ulicy i zapytać: Czy mogę pani/panu zrobić zdjęcie moją czarną luszczanką?
Co innego, gdy w ręku trzymałem aparat zabawkę; Nikt nie traktował mnie jak przerażającego fotografa z wielkim, czarnym aparatem, który tuż po tym, gdy ukradnie kłapnięciem duszę, opublikuje skradziony wizerunek na portalu należącym do cyklisty. Albo masona. Generalnie, ludzie byli dla mnie bardzo mili, chętnie pozowali i nie robili problemów.[footnote]czasami bardzo nalegali na odbitkę[/footnote] Bardziej lub mniej naturalna poza, błyskam fleszem z mojej zabawki i wychodzi kartonik. Kartonik, na którym po minucie spędzonej na wspólnej rozmowie, pojawia się zdjęcie. Czasami ktoś wyciągał swoją komórkę i pytał mnie, czy może zrobić zdjęcie. Temu zdjęciu, znaczy. Prawdę mówiąc, bawiłem się świetnie i gdybym miał dziesięć razy tyle zdjęć do dyspozycji (i jeszcze jedna godzinę) to wykorzystał bym je wszystkie.
Przystojna brunetka z pierwszego zdjęcia zachowywała się jak zawodowa modelka. Poprosiłem o naturalność i kontynuowanie tego, co robiła przed chwilką. Pan Ze Wskazówką prosił tylko, by pokazując jego zdjęcie, wspomnieć, że mają naprawdę świetne piwo w dobrej cenie. Dziewczęta z lodami zapytałem, czy mogą lizać je synchronicznie. Ta z uśmiechem odmówiła. Dopiero gdy opowiadałem o tej sytuacji Małgonecie, dotarło do mnie, że moja prośba mogła dla nich brzmieć dwuznacznie; Nie, ja naprawdę tylko szukałem kadru :) Starsza pani w różach zapytała mnie „A ile to będzie kosztować?”. No jak to ile? Uśmiech. To jest zdjęcie za jeden uśmiech! Śpiący motocyklista nic nie powiedział, a gdy celowałem do maszerujących kolumną rockersów, żaden mi nie przyłożył. Znaczy – wolno było fotografować. Dziewczęta idące szpalerem na ostatnim zdjęciu chętnie się zgodziły na fotę. One wiedziały lepiej ode mnie, czym jest Fujifilm Instax. Zapytały tylko czy mają stanąć, czy iść w moją stronę? Chciałbym częściej spotkać takie modelki.
W naszym warsztatowym konkursie nic nie wygrałem, ale wcale mi to nie przeszkadza. Ważna lekcja dla mnie: warto poznać komisję, która będzie oceniać twoje zdjęcia. Karolina mówiła o tym wcześniej, ale choć słyszałem, nie posłuchałem. No i mam za swoje ;-)