Trochę przewrotny tytuł, gdyż nasz Wielki Brat, po krótkiej (naprawdę krótkiej) chwili odpoczynku kontynuuje bananową politykę, a ja postanowiłem udać się na krótkie (niestety), ale jednak – wakacje. Zanim jednak o wakacjach, warto mieć baczenie na ten wątek na Forum PiO, i może jeszcze tutaj.
Generalnie, chodzi o to, że gdy ręczny moderator Google znajdzie cokolwiek „nie pomyśli” Wielkiego Brata, leci ban na całą domenę. A takie zachowanie wymusza na nas jakąś reakcję – czasy, gdy spam trzymało się w subdomenie starej domeny (bo takie subdomeny indeksują się szybciej i pełniej) minęły – Zaryzykujesz bana na stronę nad którą pracujesz drugi rok, stawiając wiki, dmoza, czy autobloga w subdomenie? Ja już nie. Bo właśnie straciłem dwie domeny (jedna *.pl druga *.com) za autoblogi.
Może idę trochę za daleko – w tych domenach miałem tylko autoblogi, acz ja jestem tylko ziarenkiem, a tendencja jest właśnie taka – przynajmniej ja tak właśnie odbieram wpisy kolegów. Głosy tych mniej doświadczonych przez życie kolegów; „Jak to, przecież nie mogą banować całych adresów IP„, „Przecież nie zabanują normalnej strony” wydają mi się strasznie naiwne. Mogą. I zrobią to, bo są silni i są u siebie. Gdy tylko pieniążki, które płyną wartkim strumieniem zwolnią swój bieg, lub zaczną meandrować. Co wtedy zrobimy? Zaskarżymy ich do trybunału w Hadze? Przypomniał mi się wpis na blog.jeza.pl – Co zrobisz, gdy Google zakręci kurek?
No, to teraz trochę o wakacjach. Google niech robi co chce – o tym, że bez internetu da się żyć miałem miłą okazję przekonać się parę dni temu, gdy na całe dwa dni oderwałem się od komputera i cywilizacji, pojechawszy w Świętokrzyskie.
Pojechałem do przyjaciół, którzy mają domek we wsi Przymiarki, tuż koło miasteczka o wdzięcznej nazwie Końskie. Tam był grill nad prawdziwym ogniskiem i przepyszne dziwactwa z rusztu, garnka i popiołu (głównym hobby kolegi któremu „pomagam” reperować płotek jest gotowanie), wycieczka (piesza!) nad zalew, (gdzie oglądałem żeremia bobrowe i zmuszałem naszego towarzysza Psa do pływania) a na dokładkę pełno krzaczków z jagodami. Wyobraźcie sobie: jagody można jeść, a obok nie stoi żaden chłopina czy babuleńka ze słoikiem miedziaków! Normalnie koniec cywilizacji… Drugiego dnia pojechaliśmy kawałeczek do parku krajobrazowego Skałki Piekiełko Niekłańskie – krajobrazy faktycznie przepyszne, a jagód jeszcze więcej. I dalej ich nikt nie pilnował. Powietrze takie, że aż zacytuję klasyka:
Od tego powietrza to czuję, że mi włosy na plecach rosną jak u wilkołaka.
Było fajnie. Okazało się, że istnieje życie poza internetem, googlem, wyszukiwarkami i spamem. Normalnie – kto by przypuszczał?
No niestety Google sprząta już od dłuższego czasu i myślę, że te porządki potrwają jeszcze jakiś czas. W sumie sami sobie jesteśmy winni. Rok czy dwa lata temu polscy pozycjonerzy robili strony ew. stawiali katalogi (moderowane), a od jakiegoś czasu pozycjonowanie = spamowanie (czyli autoblogi, rss’y, pligg’i i scutlery) no i to jest tego skutek. Prawda jest taka, że pozycjonowanie nie jest dla każdego i być może za jakiś czas będziemy wdzięczni wielkiemu G. Sam również dostałem po tyłku i jestem (niestety) niemal pewny, że to jeszcze nie koniec… czas wrócić do źródeł ;) Pozdrawiam i gratuluje bloga.
Dokładnie – czas robić albo duże, „poważne” serwisy, albo tematyczne strony „fanowsko-hobbystyczne”; Takiej mi ani jednej nie zabanowali.
Jeszcze.